aaa4
Obserwator
Dołączył: 06 Wrz 2016
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 16:42, 06 Cze 2017 Temat postu: |
|
|
Abel zastanawial sie. Mruczal cos pod nosem, miarowo poruszajac palcem wskazujacym. Potem powiedzial:
-Wie pan, ze mamy Mieszczanina?
-Jakiego Mieszczanina?
-Tego, ktory zabil straznikow i Sarkanczyka.
-Ach! No, no! Autentycznie! Czy myslicie, ze Fife przejmuje sie tym, skoro zamierza przejac cala Sark?
-Tak mysle. Widzi pan, tu nie chodzi jedynie o to, ze mamy Mieszczanina. Istotne sa okolicznosci jego pojmania. Mysle, Posiadaczu, ze Fife wyslucha mnie, i wyslucha bardzo uwaznie.
Po raz pierwszy od czasu zawarcia znajomosci z Ablem Junz uslyszal w glosie starego jakas zywsza nute, jakby satysfakcji, a moze nawet triumfu.
15.
Wiezien
Pani Samia z Fife niezwykle rzadko bywala sfrustrowana. A tymczasem byla sfrustrowana juz od kilku godzin, zjawisko bezprecedensowe, wrecz niewiarygodne.W kosmoporcie znow natknela sie na kapitana Racety. Uprzejmy, niemal usluzny, z nieszczesliwym wyrazem twarzy, ubolewajac zapewnil, ze nie ma zamiaru sie spierac, po czym z zelaznym uporem odmawial spelnienia jej wyraznie stawianych zadan.
W koncu byla zmuszona zrezygnowac z zadan i odwolywac sie do swoich praw, jak zwyczajny Sarkanczyk.
-Sadze, iz jako obywatelka mam prawo czekac na [link widoczny dla zalogowanych]
kazdy przylatujacy statek, jesli mam ochote - powiedziala z jadowita ironia.
Racety odchrzaknal i jego pomarszczona twarz przybrala jeszcze bardziej zbolaly wyraz.
-W rzeczy samej, pani, wcale nie mamy zamiaru negowac tych praw. Jednak otrzymalismy wyrazne rozkazy od Posiadacza, ojca pani, aby nie pozwalac pani czekac tu na statek.
-A zatem kaze mi pan opuscic port? - rzekla lodowato Samia.
-Nie, pani. - Dowodca chetnie poszedl na kompromis. - Nie mam rozkazu wypraszac cie z portu. Mozesz tu pozostac, jesli chcesz. Jednak, z calym szacunkiem, pani, bedziemy musieli powstrzymac cie, gdybys probowala zblizyc sie do ladowiska.
Odszedl, a Samia siedziala w smiesznym luksusie swojego prywatnego pojazdu naziemnego, trzydziesci metrow za najdalej wysunieta brama wjazdowa. Czekali i pilnowali jej. Na pewno nadal ja obserwuja. Jesli podjedzie chocby o pol metra, rozmyslala ponuro, zapewne odetna jej zasilanie.
Zgrzytnela zebami. Ojciec nie powinien tego robic. Zawsze tak bylo. Traktowali ja tak, jakby niczego nie rozumiala. A myslala, ze on ja zrozumie.
Wstal z fotela na powitanie, czego nigdy nie robil dla nikogo, odkad umarla Matka. Objal ja i mocno uscisnal, zapominajac o [link widoczny dla zalogowanych]
pracy. Nawet odeslal swojego sekretarza, bo wiedzial, ze ona nie lubi widoku bladej, nieruchomej twarzy tubylca.
Bylo prawie jak za dawnych dni, kiedy zyl dziadek, a ojciec nie byl jeszcze Wielkim Posiadaczem.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez aaa4 dnia Wto 16:42, 06 Cze 2017, w całości zmieniany 1 raz
|
|